440. rocznica konfederacji warszawskiej – Janusz Tazbir

Z przykrością informujemy o śmierci prof. Janusza Tazbira, historyka, badacza dziejów kultury staropolskiej oraz reformacji i kontrreformacji w Polsce, członka Polskiej Akademii Nauk, autora licznych publikacji. Poniżej publikujemy tekst Profesora który ukazał się w miesięczniku Stolica 02/2013.

Akt Konfederacji z 1573r

Akt Konfederacji z 1573r

Byliśmy pierwsi

Polscy historycy zajmujący się dziejami „państwa bez stosów” z pewnym rozbawieniem przyjmują zapewnienia paryskich dziennikarzy, iż to właśnie ich przodkowie pierwsi „przyszli do używania” rozumu politycznego w sprawach wiary

„Okrągłe stoły” nie są bynajmniej wynalazkiem naszych czasów. Znał je już wiek XVI, w którym przedstawiciele wrogich wyznań znajdowali w sobie tyle rozsądku i dobrej woli, aby móc wypracować kompromis. Jego wyrazem stał się przede wszystkim edykt nazywany nantejskim – od pięknego miasta nad Loarą, gdzie został wydany 13 kwietnia 1598 r. przez Henryka IV, króla, który uznał, iż Paryż „wart jest mszy”. Ten ważny akt tolerancyjny zamykał okres długoletnich wojen religijnych pustoszących Francję. Wyrobiły jej one w całej Europie tak złą opinię, że i nad Wisłą często wyrażano obawy, aby w Rzeczypospolitej się „po francusku” nie działo. Pod pióro różnych publicystów trafiały te same określenia: francuskie pożary, rzezie czy nawet wręcz furie.
Samo podpisanie edyktu nantejskiego poprzedziły długie rozmowy tolerancyjnych katolików z hugenotami (kalwinistami), którzy wreszcie zrozumieli, iż ich wyznanie nigdy nie stanie się we Francji wyznaniem panującym. Pozostał nim katolicyzm, zwolennikom Jana Kalwina przyznano natomiast ograniczoną swobodę kultu. Choć w samym Paryżu nie mogli odprawiać swoich nabożeństw publicznie, to jednak nawet i tam wyżsi urzędnicy i oficerowie gwardii, przebywający na dworze, mogli odbywać je przy zamkniętych drzwiach. Co ważniejsze, hugenotom przyznano pełnię praw publicznych i politycznych. Ich spory z katolikami miały rozpatrywać specjalne izby sądowe. Kalwiniści mogli od tej pory bez przeszkód zbierać się na synody, prowadzić szkoły, mieć drukarnie etc. Ponadto otrzymali ponad sto „miejsc bezpieczeństwa”, w których miały stacjonować garnizony protestanckie.

To nie duma narodowa, ale uważne zestawienie obu tych aktów pozwala stwierdzić, iż konfederacja warszawska ze stycznia 1573 r. pod każdym względem górowała nad edyktem wydanym w Nantes. Przyznawała ona swobodę nie jednej, nazwanej po imieniu, konfesji, ale wszystkim wyznaniom, podkreślając jedynie, iż dissidentes in religione (różniący się w wierze) powinni dla dobra Rzeczypospolitej żyć z sobą w zgodzie. Od tego zaś, dokąd w niedzielę zwykli uczęszczać na nabożeństwa, nie może zależeć rozdawnictwo dóbr czy urzędów. Co więcej, konfederacja uroczyście postanawiała, iż nikt z powodu różnic w wierze nie może cierpieć prześladowań. Gdyby zaś zwierzchność (czytaj: władza monarsza) zechciała stosować jakiekolwiek represje, sygnatariusze tego aktu zobowiązali się stanowczo, energicznie i skutecznie temu przeciwdziałać.
Toczące się we Francji wojny religijne były często przerywane przez różnego rodzaju akty tolerancyjne. Te jednak obowiązywały zazwyczaj dość krótko. Zdecydowany zwrot przyniósł dopiero edykt nantejski. Natomiast konfederacja nie kładła kresu żadnym walkom na tle wyznaniowym, ponieważ nad Wisłą nigdy one nie rozgorzały. W chwili jej uchwalenia od dawna bez przeszkód odbywały się synody protestanckie, działały różnowiercze szkoły, a w licznych typografiach swobodnie tłoczono dzieła propagujące zasady nowej wiary. Dlatego też z wyższością patrzono na Francję, która z tak znacznym opóźnieniem wzięła wreszcie przykład z Polski.

02_Jan Matejko_Kazanie Skargi 1862-64 MNW.

Jan Matejko Kazanie Skargi 1862-64 MNW.jpg

Już u schyłku XVI stulecia polscy rzecznicy tolerancji religijnej, rekrutujący się również z grona katolików, pisząc o edykcie nantejskim, zwykli nazywać go krótko i po prostu francuską konfederacją. Raz po raz wyrażano zdziwienie, iż Gallowie tak późno zażyli „polskie lekarstwo”. Anonimowy autor rozprawki „O przyczynach i środkach zaradczych przeciw waśniom i niesnaskom w sprawach wiary” pisał w 1596 r., że gdyby nie uchwalona nad Wisłą konfederacja, już dawno zapłonęłyby dla Polaków w Polsce takie stosy, jak we Francji dla Francuzów, a w Belgii dla Belgów. Po wydaniu zaś edyktu nantejskiego inny z publicystów religijnych stwierdził, iż Francuzi musieli wylać morze krwi, aby się przekonać, iż jedynym ratunkiem dla nich może być wzgardzona ongiś konfederacja. Dopiero teraz z podziwem i wdzięcznością zdecydowali się pójść za zbawiennym przykładem Polaków.
Trudno się dziwić pewnemu rozbawieniu, z jakim polscy historycy zajmujący się dziejami „państwa bez stosów”, przyjmują zapewnienia paryskich dziennikarzy, iż to właśnie ich przodkowie pierwsi przyszli do używania (że posłużę się w tym miejscu staropolszczyzną) rozumu politycznego w sprawach wiary. Rozbawienie przechodzi wręcz w zdumienie, kiedy w tym chórze słyszy się także głos badacza z prawdziwego zdarzenia. Jest nim bez wątpienia Jean Delumeau, skądinąd wyborny znawca dawnych wieków, autor tłumaczonych również i u nas książek (m.in. „Strach w kulturze Zachodu”).
W wywiadzie udzielonym poczytnemu dziennikowi „Le Monde” (nr 158 z 16 lutego 1998 r.) Delumeau ukazał nowatorstwo Francuzów, którzy edyktem nantejskim pierwsi otworzyli drogę ku laicyzacji i ekumenizmowi. Profesor College de France, a więc uczelni cieszącej się zasłużoną renomą, przeciwstawia monarchię Henryka IV tym krajom, w których (jak Hiszpania, Portugalia, państwa włoskie) nie dopuszczano innych wyznań poza katolickim. W Wielkiej Brytanii anglikanizm był religią państwową, kantony szwajcarskie, królestwa skandynawskie, państewka czy miasta niemieckie uznawały, pisze dalej Delumeau, jedną tylko zasadę: cuius regio, eius religio (czyj kraj, tego wyznanie).
Jak widać Delumeau, podobnie jak autorzy syntez Europy wydawanych w Paryżu, Londynie czy Rzymie, urywają jej granice gdzieś na Łabie. Liczy się tylko zachodnia część kontynentu i z nią bywa porównywane francuskie nowatorstwo (mimo woli przypomina się tu wyśmiewane ongiś, a lansowane przez stalinizm russkoje pierwienstwo w mirie). Francuskiego badacza wydają się niewiele obchodzić stosunki wyznaniowe panujące w środkowo-wschodniej części kontynentu. Notabene, dwa lata przed konfederacją warszawską sejm w Torda uchwalił równouprawnienie czterech wyznań istniejących w Siedmiogrodzie.

O naszej strefie geograficznej zwykło się zapominać nie tylko przy rozważaniach dotyczących losów tolerancji wyznaniowej. Wina bywa zazwyczaj składana nie na historyków francuskich czy angielskich, lecz polskich, ponieważ nie ogłaszają swoich prac w językach kongresowych, a nie sposób wymagać od Zachodu znajomości mowy Reja i Kochanowskiego. Święta prawda, ale właśnie jeśli idzie o konfederację warszawską, trudno uciec się do takiej wymówki. Klasyczną pracą przedstawiającą dzieje tolerancji w przekroju historycznym jest synteza pióra francuskiego jezuity Josepha Leclera, wydana po francusku w Paryżu w 1955 r. Doczekała się ona przekładu na angielski, niemiecki i polski („Historia tolerancji w wieku reformacji”, Warszawa 1964). Lecler poświęcił konfederacji warszawskiej aż cztery bite strony, na których mocno podkreśla prekursorski charakter tej ustawy. Można od biedy zrozumieć pominięcie tej czy innej pozycji, bo naszą epokę cechuje szybki przyrost literatury przedmiotu. Ale żeby poważny badacz, jakim jest Delumeau, przeoczył podstawowy zarys, opracowany przez rodaka, tego nawet jubileusz edyktu nantejskiego nie tłumaczy…

Dodaj do zakładek Link.

Komentarze są wyłączone.