Fabryka Snów – Jarosław Zieliński

Fabryka snów

Jarosław Zieliński

Tego jeszcze w Warszawie nie było – park edukacyjny z precyzyjnie wykonanymi miniaturami stołecznych i mazowieckich budowli. To projekt wyjątkowy, o wiele bardziej ambitny od popularnych w Europie parków miniatur architektonicznych. Być może rozmachem prześcignie nawet te najsłynniejsze

Fabryka Snów

Niebieski budynek na Tarchominie utrzymany w typowej stylistyce gierkowskich biurowców sąsiadował przez kilka dekad z fabryką, w której sny o szklanych domach stoczyły się do poziomu masowo wytwarzanych betonowych prefabrykatów. Dziś po fabryce pozostały ruiny. Ale na jednym z pięter biurowca naprawdę istnieje „fabryka snów”. Niewielki szyld na drzwiach informuje, iż działa tu spółka Hollywood Builders. Sercem oddziału przedsiębiorstwa jest wielka sala, gdzie powstają modele. Oprócz niej urządzono pokój grafików komputerowych, salę maszyn, gabinet konferencyjny i pomieszczenia socjalne. Wyposażenie skromne, ale starannie dobrane. Ciepło i przytulnie, nawet w najcięższe mrozy.

 Z fantazją na wodzy

Co wtorek w gabinecie konferencyjnym zbiera się trust mózgów – szef, czyli Rafał Kunach, konsultanci merytoryczni i projektanci. Razem z Krzysztofem Jaszczyńskim z Fundacji „Warszawa1939.pl” mam niekłamaną przyjemność być stałym konsultantem tego przedsięwzięcia. Doraźnie w naszych naradach uczestniczą inni specjaliści, jak Ryszard Mączewski z rzeczonej Fundacji czy warszawska przewodniczka Marta Szczeblewska-Korkus, inicjatorka ruchu na rzecz odbudowy pałacu Saskiego. Eksperci niekiedy zapominają, że uczestniczą w projekcie obciążonym gigantycznym wysiłkiem finansowym, i puszczają wodze fantazji – planując sektory przyszłej ekspozycji, szkicują sztafaże wraz z najdrobniejszymi szczegółami. Tu będzie Oś Saska, a tam przepuścimy Wisłę i przerzucimy most… Na co dzień jednak konsultanci rozważają odtworzenie danej budowli zgodnie ze stanem z określonego roku i w tym kontekście oceniają poszczególne elementy, proponują najbardziej prawdopodobne rozwiązania fragmentów nieutrwalonych na zdjęciach i planach, wskazują miejsca przechowywania dokumentacji i udostępniają własne, obfite zbiory – te ikonograficzne i te biblioteczne. Ewa, Joanna i Agnieszka to wirtuozki w dziedzinie projektowania komputerowego, przetwarzania wizerunków budowli, często niezbyt wyraźnych, w szczegółowe, zwymiarowane rozwinięcia elewacji. Trio doświadczonych projektantek wspomaga Yana, architektka krajobrazu odpowiadająca także za wydobywanie z archiwów starych zdjęć, planów i pomiarów architektonicznych. Bez nich niemożliwe byłoby stworzenie wiernego modelu, podobnie jak bez komputerowej technologii 3D (tą dziedziną „magii” zajmuje się Bolek), która z płaskich rozwinięć ścian pozwala utworzyć bryły w wirtualnej przestrzeni. Wszystkie te przygotowania owocują niesłychanie wysokim stopniem wierności pierwowzorowi, osiągalnym tylko w warunkach użycia odpowiednio dużej skali, dla wszystkich modeli wynoszącej 1:25, co oznacza, że tak odtwarzane dzieła architektury będą osiągać rozpiętość sięgającą nawet ośmiu metrów, jak w wypadku najbardziej rozległych budowli dworcowych.

 Saski w skali 1:25

W wielkiej sali na gigantycznym stole ekipa modelarzy montuje makietę pałacu Saskiego. Będzie to pierwsza skończona miniatura. W wielkich płytach tworzących płaszczyzny ścienne zostały precyzyjnie powycinane rzędy otworów wejściowych i okiennych. Numeryczna frezarka wypluwa całe metry profilowanych gzymsów. Stół oskrzydlają stanowiska pracy, przy których kilka dziewczyn cyzeluje i maluje detale seryjnie produkowane przez drukarki 3D. Trzeba dobrać barwę i fakturę odpowiadającą wyglądowi materiałów użytych w pierwowzorze, przy czym nie wystarczy skopiować np. odcień piaskowca w kapitelu kolumny. Trzeba jeszcze podkolorować go tak, aby wyglądał na nieco podniszczony i zabrudzony. Okna mają wielkość zbliżoną do paczki papierosów. Są całkowicie oszklone i dzielone szprosami z zachowaniem wszystkich profili ram. Na stołach piętrzą się sterty elementów o niesłychanej finezji wykonania: wazy, gzymsy, ozdobne kraty, płaskorzeźby, tralki i całe kolumny. Wszędzie słoiczki z farbami, pędzelki, nożyki i inne, dla laika trudne do zidentyfikowania instrumenty z „diabelskiej” kuchni modelarzy. Część ekipy specjalizuje się w… dekarstwie. Pokrycia dachowe to nie żadna imitacja. Muszą znosić opady atmosferyczne, a rynny naprawdę będą odprowadzać wodę. Tylko kominy nie będą dymić, choć na upartego…

modelarnia_2

 Rafałów dwóch

Gdyby Rafał Kunach nie opowiedział o swych przemyśleniach przypadkowo poznanej architektce – Agnieszce Cholewie – być może nigdy nie przekułby słów w czyny. Tymczasem trzeźwo myśląca właścicielka firmy projektowej po wysłuchaniu Rafała jakby dostaje skrzydeł i przekonuje marzyciela: To jest wspaniałe! To się uda! Od razu poznaje pomysłodawcę z jego imiennikiem, Rafałem Telęgą, zwanym odtąd w ekipie, dla odróżnienia od szefa, Dużym Rafałem. Fachowiec o politechnicznym wykształceniu to jeszcze jeden „boży szaleniec”, stolarz z dziada pradziada, projektant oryginalnych mebli, które produkuje i z powodzeniem sprzedaje. Duży Rafał jako techniczny akuszer przedsięwzięcia staje się jego trzecim filarem. Rok 2013 nie jest dobry dla architektów, zwłaszcza tych z młodszych roczników, toteż Agnieszce bez większych trudności udaje się wyciągnąć ze swojej i innych pracowni najlepiej rokujących projektantów. Duży Rafał kompletuje ekipę modelarzy. Szef rzuca wszystko na jedną szalę i angażuje do przedsięwzięcia swe główne źródło utrzymania, firmę budowlaną Hollywood Builders. Od tej chwili nie ma wyboru: pasję trzeba przekuć w sukces finansowy.

Rafał Kunach wywodzi się z Bieszczad. Z domu rodzinnego, poza rzadką dziś kindersztubą, wyniósł przywiązanie do takich zasad, jak uczciwość, solidność, wytrwałość i samodyscyplina, ale także skłonność do marzeń. Te proste, góralskie wartości uczynił najważniejszym imperatywem w swoim życiu. W dzieciństwie poznał Anetę – dziewczynkę wczasowiczkę, która wiele lat później wywołała lawinę zmian w jego życiu. Studia ekonomiczne ukończył w Warszawie i wtedy uległ fascynacji tym miastem. Owo zauroczenie po niemal 20 latach miało zaowocować zdumiewającymi konsekwencjami. Ale najpierw była Ameryka…

Zielona karta w 1999 r. pozwoliła Rafałowi dołączyć do ojca, który od 30 lat mieszkał w USA. Od początku jednak liczy tylko na własne siły. Zaczyna karierę od ciężkiej harówki jako fizyczny pracownik na lotnisku, gazeciarz i robotnik na budowach, ale po kilku trudnych latach zakłada już własną firmę budowlaną i po raz pierwszy w życiu egzystuje na całkiem przyzwoitym poziomie. Następny krok to sklep z luksusowym wyposażeniem łazienek, który otwiera w chicagowskim Downtown jako najmłodszy polski przedsiębiorca w tej ekskluzywnej dzielnicy. Pewnego razu, przeglądając portal Nasza Klasa, rozpoznaje ją, Anetę. Podczas wizyty Rafała w Polsce spotykają się po raz pierwszy po 17 latach. Kilkakrotnie odwiedza swą sympatię i w końcu musi wybrać: American dream albo Polish love. Oczywiście wybiera drugą opcję. W Polsce otwiera firmę budowlaną i na początek z prawdziwie amerykańskim rozmachem buduje studio nagrań. Dorabia się domu w Sudetach i w zasadzie mógłby osiąść na laurach i odcinać kupony od udanego życia. Ale Rafał nadal marzy…

Zawsze chciał się poświęcić modelarstwu. Nosił w sobie to pragnienie przez lata, upychając je w zakamarkach podświadomości podczas wielu lat ciężkiej walki o przetrwanie. Chwila czasu na refleksję pozwoliła mu objeździć wszystkie najważniejsze parki miniatur architektonicznych w Europie, m.in. ten najsłynniejszy, France Miniature w Élancourt pod Paryżem, i zaskakująco liczne w Polsce – Kowary, Inwałd, Lipiny, Pobiedziska, Myczkowce, Strysza Buda k. Mierachowa i Ogrodzieniec. Oglądając je, czuje niedosyt – i nie chodzi o jakość makiet, ale o niedostateczną oprawę edukacyjną, która ogranicza się głównie do samej wizualizacji, oraz o słabe powiązanie miniatur i ich zespołów z otoczeniem. Dla Rafała park edukacyjny musi być czymś więcej niż zestawem makiet.

modelarnia3

 Jedność miejsca bez jedności czasu

Park zajmie około 3,5 ha powierzchni. Będzie się dzielić na część ekspozycyjno-edukacyjną i część rekreacyjną z zapleczem gastronomicznym, sklepem z pamiątkami i wydawnictwami, placem zabaw dla dzieci oraz wypoczynkowym patio z oczkiem wodnym. Nie można zapomnieć o obszernym parkingu, dobrze skomunikowanym z ważnymi arteriami drogowymi.

Zrekonstruowane zostaną najcenniejsze albo najbardziej charakterystyczne, dawno zaginione budowle, względnie całe ich zespoły, przy czym każdy obiekt uzyska oblicze z epoki, w której prezentował się najbardziej efektownie. Oznacza to jedność miejsca dla elementów danego zespołu w obrębie wydzielonego sektora, ale nie jedność czasu. Czy nie jest to wprowadzanie w błąd odbiorcy? Otóż nie, ponieważ miniaturom będą towarzyszyć wyczerpujące, obficie ilustrowane informacje, pozwalające na zrozumienie procesu ewolucji zabudowy przy danym placu czy ulicy. Nie chodzi więc o tani efekt olśniewania publiczności, lecz przede wszystkim o walor edukacji, efektownie serwowanej na różne sposoby: wykwintnie i popularnie, z użyciem technologii 3D, multimediów i tradycyjnych nośników, czyli plansz i wydawnictw. Jeśli ujrzymy dawno zaginiony barokowy pałac, to otaczać go będzie nie trawnik,  lecz stajnie, wozownie i całe gdacząco-kwiczące, najzupełniej wiejskie zaplecze, jakie można było ujrzeć np. przy ulicy Królewskiej jeszcze przed dwoma stuleciami. Ta proza życia sąsiadowała jednak ze wspaniale urządzonym ogrodem, który w miniaturze zostanie drobiazgowo odtworzony. Przy starych dworcach kolejowych pojawią się redukcyjne modele pociągów, a jeden z nich – przystosowany do przewozu dzieci – pozwoli na wycieczkę połączoną z przejazdem po moście przerzuconym przez miniaturę Wisły. Z widokiem na zrekonstruowane mosty warszawskie. Specjalny pawilon umożliwi urządzanie wystaw czasowych, projekcji multimedialnych i prezentacji nazwanych roboczo „future”, obejmujących niezrealizowane koncepcje przebudowy miasta, wykreowane w XVIII i XIX wieku.

 Perły Mazowsza

Ekspozycja związana z Warszawą to tylko część zamierzenia obliczonego także na pokazanie pereł historycznego Mazowsza. Liczne elementy krajobrazu kulturowego znikły w tym regionie na zawsze. Pozostały kościoły oraz zdziesiątkowane pałace i dwory, ale już np. tradycyjne zagrody wiejskie, wiatraki, spichrze czy karczmy łatwiej odnaleźć w skansenie niż w pierwotnej lokalizacji. Z tej przyczyny w poszczególnych sektorach zostaną odtworzone warunki krajobrazowe: pagórki, skarpa wiślana, pola, zbiorniki wodne itp. Eksperci myślą o rekonstrukcji rynku staropolskiego miasteczka, pierwotnej formy romańskiej świątyni w Czerwińsku, a także drewnianej synagogi, bo w Polsce nie zachowała się ani jedna budowla tego typu. W obrębie zminiaturyzowanego Mazowsza pojawią się jednak nie tylko obiekty z dawna nieistniejące, ale także niektóre zachowane, najbardziej charakterystyczne dla tej części kraju. Także w tym fragmencie ekspozycji najważniejsza jest edukacja, a ta wymaga kompleksowego zilustrowania spuścizny kulturowej Mazowsza. Uświadomienia, do jak przerażających zniszczeń krajobrazu kulturowego doprowadziły nas ideologiczne absurdy czasów PRL i planistyczna anarchia doby III RP.

 Czas – start!

Początek marca 2014 r. Po zaledwie roku od rozpoczęcia działalności przez warszawską „fabrykę snów” z pracowni wyjeżdża pierwszy gotowy model.To pałac Saski. Jego skrzydła rozpościerają się na szerokość niemal sześciu metrów. Oglądam go jako pierwszy przedstawiciel mediów, zanim (czasowo) zostanie wyeksponowany przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Makieta wspaniale wpisuje się w klimat dyskusji, która rozpętała się w kontekście społecznych inicjatyw rekonstrukcji tej budowli. Warszawiacy wreszcie będą sobie mogli uzmysłowić, o co właściwie kruszy się kopie. A jest się czemu przyglądać. Sama konstrukcja dachu budzi zdumienie precyzją ułożenia arkuszy blach; każda ma wielkość niewiele większą od elektronicznej karty SIM, ale jest wyprofilowana jak prawdziwa. Głowice kolumn i pilastrów pociemniały jakby od starości, a ściany ze starannie odtworzoną kolorystyką mają chropowatość właściwą tynkowi. W strefie Grobu Nieznanego Żołnierza odtworzono wazony i łańcuchy, a w prześwitach widać precyzyjny rysunek krat, płaskorzeźb i płyty grobowej. Każdy element przed wyprodukowaniem był dziesiątki razy mierzony, analizowany i poprawiany. Dzięki zachowanej dokumentacji udało się osiągnąć pułap precyzji właściwie już niemożliwy do przebicia w przyjętej skali 1:25. Przed budowlą stanie – jak przed wojną – pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, wykonany w technice narzutowej przez artystę rzeźbiarza. Model sam w sobie jest już sensacją, a to przecież dopiero jednostkowa zapowiedź rarytasów, jakie ujrzymy w najbliższej przyszłości.

 Pół setki rarytasów

Zespół jak na razie nie ujawnia publicznie szczegółowej listy zamierzeń, wiadomo jednak, iż liczy ona niemal pół setki obiektów pojedynczych i ich zespołów. Pierwsza ich grupa powstanie w ciągu najbliższych dwóch lat. Przyszli krytycy będą musieli się pogodzić z tym, iż dobór dzieł architektury ma charakter zdecydowanie autorski, toteż ekipa nie ma zamiaru reagować na argumenty typu „za dużo tego, za mało tamtego”. Pasjonaci są pewni swego, mając jednocześnie przeświadczenie, że jest im dane uczestniczyć w największej przygodzie życia.

Tagi .Dodaj do zakładek Link.

Komentarze są wyłączone.